Rzecz
dziala sie pewnego razu w centrum Abu Zabi. Wsiadlam do autobusu, po czym po
kilku minutach jazdy rozbrzmialo wolanie na wieczorna modlitwe. Mlody
kierowca zatrzymal sie na ktoryms z przystankow, wyciagnal swoj dywanik
do modlitwy i nie baczac na nic, zaczal sie modlic na srodku
autobusu. Czas sie jakby zatrzymal, dla niego swiat zewnetrzny przestal
istniec, a gwar rozmow stal sie nieslyszalny. Bo gdy
on wybijal poklony Bogu, na jego twarzy malowal sie spokoj, a wtedy
przeciez wszystko na tym swiecie przestaje miec znaczenie.
Pasazerowie nie zwrocili na to uwagi, nikt sie nie denerwowal, ze nie
zdazy ze swoimi sprawami, nikt nie pytal, czy dlugo jeszcze bedziemy
stac. Ja natomiast przypomnialam sobie autobusy, ktorymi w moim rodzinnym
miescie w Polsce jezdzilam do szkoly i probowalam sobie wyobrazic, ze w
ktoryms z nich doszlo do podobnego zdarzenia...jak myslicie, jakie
bylyby reakcje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz