poniedziałek, 4 marca 2019

Old is gold

Od dziecka fascynują mnie pchle targi. Karierę "szperacza" 😃 zaczęłam w latach 90. na niemieckich "flohmkarktach". W tamtych latach w Polsce tego typu bazarów raczej nie organizowano.




Razem z siostrami dostawałyśmy od taty po parę marek i spędzałyśmy czas na wyszukiwaniu niepowtarzalnych rzeczy. W moim rodzinnym domu do dzisiaj stoi na kominku antyczny zegar, zachowały się też inne pamiątki, jak oryginalne afrykańskie maski, czy japoński parasol z papieru i bambusa. Kojarzę każdą rzecz, którą przywiozłam z wojaży z tatą po Niemczech. Raz trafiła mi się rustykalna puszka, która nadal służy mamie do przechowywania kawy, a ja wciąż pamiętam, że kupiłam ją za jedną markę na pchlim targu w Hannowerze-Laatzen. 😊😍

W Emiratach nadal odwiedzam miejsca, w których za grosze można znaleźć starocia-perełki. Sprawiają mi one większą radość, niż te nowe, wymuskane ze sklepów. Jak dla mnie za nowe, za bardzo wymuskane i za bardzo sklepowe. 😜 Lubię, gdy przedmiot ma swoją historię.

Ostatnio wyszperałam parę ciekawych książek. Między innymi biografię Jean Said Makdisi, która opisuje historie życia trzech pokoleń kobiet ze swojej rodziny. 
Przy pięknych opisach Syrii, pękało mi serce... 

Nie ma już mojego taty. 💔😢
Nie ma niemieckich marek.
Nie ma Syrii, o jakiej pisze Makdisi.

Ale są rzeczy, które wciąż opowiadają mi o dawnych historiach.