sobota, 29 sierpnia 2015

Co lubie w Sharjy- libanska piekarnia Al Arz Automatic Bakery

Uwaga, zabieram Was teraz do Sharjy! W dodatku na libanska uczte. 






Sharjah to tloczne, jak na Emiraty, miasto, ktorego zmora sa korki uliczne. Dzieki swojej architekturze bardzo przypomina Kair i tak tez Sharje sie czasem nazywa- malym Kairem- w koncu to glownie dzieki egipskim inzynierom, z pustyni wyrosly tamtejsze wiezowce. 
Koszty zycia w Sharjy sa mniejsze, niz w Dubaju czy Abu Zabi, co przyciaga tych o nizszym statusie materialnym, glownie imigrantow. To dlatego mieszaja sie tam kultury, jezyki, rozne kuchnie swiata oraz tradycje, ktore czynia Sharje kolorowa i tetniaca zyciem. Lubimy tam od czasu do czasu zagladac.




Jednym z naszych ulubionych tamtejszych miejsc jest piekarnia, w ktorej myslami przenosze sie do Bejrutu- nie, nigdy jeszcze nie bylam w Bejrucie, ale dzieki takim wlasnie miejscom oraz zaslyszanym opowiesciom o pieknym Libanie, moge poczuc choc namiastke tej odleglej krainy. Teraz rowniez Wy poczujecie sie tak samo, dzieki moim zdjeciom. 














 

 
 



















czwartek, 20 sierpnia 2015

Aleksandria 2015 we wspomnieniach

Ten kamionkowy kubek wygrzebalam na slynnym aleksandryjskim bazarze Manshiya, na ktorym mozna kupic "mydlo i powidlo", a w szczegolnosci wszelkie dobra "made in China". ;) Kosztowal mnie tylko dwa funty egipskie i za to lubie Manshiye, bo jest tam tanio. Teraz pijam w nim kawe i wspominam sobie Aleksandrie.



Z Aleksandrii pozostaly wspomnienia oraz pare pamiatek.



Rzecz dziala sie pare miesiecy temu.
Jeszcze nawet nie zdazylam rozpakowac wszystkich walizek po powrocie z Omanu i odpoczac po trudach podrozy. Polozylam dziecko spac i mialam zamiar spedzic wieczor w domowym zaciszu, SPOKOJNIE ogladajac jakis film, ale widocznie bylo za SPOKOJNIE, bo dalam sie namowic egipskiej rodzince na przylot do Aleksandrii porannym lotem. :P 
Tak wiec byla godzina 20:20, do godziny 4 rano musialam sie spakowac i przyszykowac, potem dostac na lotnisko w Szardzy. Wylot byl o 8.
Jestem szalona.


Nocna wyprawa na lotnisko.


Pierwszego dnia po przylocie odsypialam do woli, a gdy sie obudzilam, czekaly na mnie kanapki z fulem i tamiya, ktore maz zakupil w osiedlowej smazalni. Zjedlismy je na balkonie, obserwujac zycie uliczne oraz morze-na codzien kolo naszego domu w Emiratach tez je mamy, ale gwarnej ulicy, na ktorej zawsze cos sie dzieje, brak. Poranek spedzilismy wiec w typowo egipskiej atmosferze. Miasto zaczelo nas wciagac. :)



Wlasnie tak rozpoczelam pierwszy poranek w Aleks.









Czasem jezdze sobie po Aleksandrii mikrobusami. Sa to prywatne busy, ktore zatrzymuja sie na zadanie. Tak wiec staje przy ulicy i macham reka, gdy widze taki pojazd. Z kierowca uzgadniam cel podrozy - jesli jest mu po drodze, zabiera mnie. Pasazerowie natychmiast robia dla mnie miejsce, pomagaja mojej Larze wejsc, sadzaja ja gdzies kolo siebie, ciesza sie i ja zabawiaja, jakby byla z ich rodziny. Ktos mnie wyrecza i zasuwa za mna drzwi. Potem wyciagam "gini", czyli jednego funta egipskiego, ale ze do kierowcy nie moge dosiegnac, przechodzi on z rak do rak, az do niego trafi, przy czym nic nie musze mowic, pasazerowie maja juz swoj ustalony system i wiedza o co chodzi. Sa zadowoleni, ze mowie po arabsku i znam tutejsze miejsca i obyczaje. Sa grzeczni, mili i usluzni, gdy siegam, by otworzyc okno, ktos mnie ubiega i robi to za mnie. Nikt mnie nie nagabuje, nie zadaje zbednych pytan. Czuje sie, jak bysmy byli jakas mikrobusowa rodzina i wiem, ze oni nie daliby mi zginac. Szczerzy, prosci ludzie o wielkich sercach i dobrych manierach. Biedni, ale bogaci.


Busy, o ktorych mowa.





W tym roku po raz pierwszy mialam okazje spedzic czesc Ramadanu w Egipcie. Zawsze mi mowiono, ze jest on tam najpiekniejszym przezyciem i faktycznie, slowa te sie potwierdzily.



Swiateczny wystroj w sklepie.


Babcia nie przepuscila zadnej okazji, by kupic dla Lary cukierki. :) Chyba od tego sa babcie, prawda? ;)



Dekoracje ramadanowe w Aleksandrii. Gdy szlo sie ulica, slychac bylo szelest tych tasiemek, niczym lisci na drzewach.
Slodkie egipskie "batihy", czyli arbuzy.




Kawaleczek baklawy i filizanka kawy po iftarze?









Jesli w czasie postu w Emiratach wejdziecie do centrum handlowego, mozecie miec wrazenie, ze to miejsce...hmmm...wymarlo. Kawiarnie i punkty gastronomiczne sa pozamykane, goscie zejda sie dopiero w czasie iftaru i wtedy tez atmosfera sie ozywi.
Poza tym w Emiratach za konsumpcje w miejscach publicznych od wschodu do zachodu slonca w czasie Ramadanu groza grzywny.
W Egipcie nie. Pewnego razu wybrawszy sie na spacer myslalam, ze kawiarenki nad morzem beda pozamykane, jednak znalazlo sie kilka stolikow zajetych przez koptow, ktorzy popijali sobie soki. Ja tez sobie posiedzialam przez chwile, ale przy zupelnie pustym stoliku. :)













Chodzcie na wirtualny spacer po Aleksandrii:



Sztuka uliczna w Egipcie ma sie calkiem dobrze...
Widok na Aleksandrie z 18. pietra.






Najbardziej w Egipcie ciesza mnie owoce, ktore zazwyczaj kupujemy prosto z wozu od farmerow.
Kawa urodzinowa w mojej ulubionej kawiarni Delices. :)




Niczym powojenna Warszawa...
Rodzinne wyjscie. Green Plaza, lubimy. :)


Prawdziwa kawa po turecku, parzona w tygielku.



Nie ma mnie, poszlam na kawe. :P

Corniche w Aleksandrii - ulubione miejsce ulicznych kotow, studentow, zakochanych par i moje.;)


Sklep z arabskimi piklami. Dekoracje wyszly im naprawde fajne!


Taki sklepik znalazlam w jednej z aleksandryjskich uliczek. Idealny na poszukiwania skarbow. Te stare fotografie sa cudowne.





Niby szaro, a jednak kolorowo.
Ten widok mi sie nigdy nie znudzi.
To wszystko, plus mini tarta z oblednym karmelem, w cenie jednej kawy w Emiratach...

Bylam kupic pocztowki dla moich Czytelnikow, niestety  takich bez kurzu nie udalo mi sie znalezc. :P Sorki.



Egipski chleb w trakcie pieczenia.
Wypisywanie kartek.