poniedziałek, 7 grudnia 2020

Egipskie gołąbki - mahshi koromb


Czy znasz taką sytuację, gdy wracasz od fryzjera, spodziewając się morza komplementów od swojego mężczyzny, a on nie zauważa nawet, że z blondynki stałaś się brunetką?

Oto wyjaśnienie powyższego zjawiska:

- Po pierwsze, oni się nie znają na kolorach! Rozróżniają biały, czarny, czerwony, a reszta to koperkowo-siny-róż. Granat i turkus - po prostu ciemny i jasny niebieski...
Ugier? Amarant? To dla nich brzmi jak nazwa lekarstw...
Trzeba im to wybaczyć.

- Po drugie, jako platynowa blondynka wyglądałaś świetnie, jako brunetka też jest super. I tu jest nasza odpowiedź - dla niego zawsze wyglądasz pięknie!

Ja miałam podobną sytuację ostatnio, gdy nałożyłam sobie farbę, zmyłam, ułożyłam fryzurę i wychodząc z łazienki, natknęłam się na mojego męża. Spojrzał na mnie jakoś inaczej, coś jakby cień myśli ujrzałam na jego twarzy i usłyszałam odnośnie nowego koloru: "Piękny jest ten twój naturalny kolor włosów, nie zmieniaj go nigdy."
Ja na to: "Mój naturalny? Ahaaa, tak, tak, oczywiście, nigdy go nie zmienię."
A w myślach: "Zaraz, co tu się właściwie właśnie wydarzyło?".

Teraz podzielę się z Wami moimi radami, jak zwalić faceta z nóg.
Po pierwsze, zrób sobie makijaż. On będzie myślał, że to Twoje naturalne piękno. Jeśli zaś nie pomalujesz się wcale, może pomyśleć, że jesteś chora...
Tylko nie przesadź z ilością tapety, bo jak zauważy make up, to oczywiście powie słynne: "Wolę cię naturalną, bez makijażu."
Tłumacząc z męskiego na ludzki, "naturalną, bez makijażu" znaczy z makijażem, ale lekkim, by go nie zauważył. Bo znów, jeśli zauważy, to jak już wyżej wspomniałam, powie że woli Cię naturalną, a jak będziesz naturalna, spyta czy coś Ci dolega i tak w kółko. Nie próbuj tego zrozumieć. Oni po prostu tak mają. Kropka.

Po drugie, udaj się do kuchni.
Wiedziały to nasze babcie, wiem to też ja: droga do męskiego serca wiedzie przez żołądek. A już na pewno tak jest, jeśli jest on Egipcjaninem.
Jednym z dań, które Egipcjanie bardzo cenią jest "mahshi koromb", czyli jak byśmy powiedzieli w Polsce - gołąbki z kapusty. W wersji egipskiej są one dość pracochłonne, bo aby nazwijać gar gołąbków wielkości palca, potrzeba trochę czasu i zachodu (o pomoc mozna poprosic swistaka). 

Krok po kroku opiszę Wam cały proces, zacznijmy od potrzebnych składników:
- duża główka kapusty
- 2 szklanki ryżu
-  400g mięsa mielonego (u mnie jest to zawsze wołowina)
- po pęczku natki pietruszki, kolendry i koperku
- 4 cebule
- 4 ząbki czosnku
- 6 małych pomidorów
- 4 kostki rosołowe
- 3 łyżki koncentratu pomidorowego
- sól
- pieprz

Przygotować kapustę. Wyciąć głąba i sparzyć liście w garnku z gotującą się wodą (Egipcjanie dodają do wody nieco kminu rzymskiego, aby zapobiec wzdęciom oraz by złagodzić zapach gotowanej kapusty).
Z każdego liścia wyciąć twarde włókna, zachować miękką część liścia, którą kroimy na małe prostokąty.
Odcięte skrawki kapusty natomiast przydadzą się podczas gotowania.

Wykonanie farszu:
Ryż umyć, dodać posiekaną zieleninę. Podsmażyć lekko mięso.
Zmiksowane pomidory, cebulę, czosnek i koncentrat pomidorowy podsmażyć.
Gotowy sos oraz mięso dodać do ryżu, doprawić solą i pieprzem , dobrze wymieszać. 









Zawijać wcześniej przygotowane "prostokąty" z kapusty: na brzegu nałożyć farsz i zwinąć w rulonik.
Na dnie garnka ułożyć niepotrzebne skrawki kapusty, zapobiegniemy w ten sposób przypaleniu się mahshi. Na to układać zwinięte ruloniki. 






W dwóch szklankach wody rozpuścić pozostałe kostki rosołowe, polać gołąbki. Garnek szczelnie przykryć (użyłam folii aluminiowej i pokrywki). Gotować na małym ogniu, aż ryż zmięknie.










Gdy mahshi już będzie gotowe i nadejdzie czas degustacji oraz pochwalenia się talentem kulinarnym, gwarantuję, że Twój Egipcjanin powie:
- Kobieto, jak ty mnie zaimponowałaś w tej chwili! 




A teściowa na to:
- Niemożliwe!






Natomiast świstak wciąż siedzi, bo sreberka były kradzione...







środa, 28 października 2020

Hm...

Przeglądając dziś Internet, wpadłam na bardzo ciekawy tekst na temat urodzin.
Podzielę się z Wami jego najciekawszymi fragmentami. Tekst pochodzi z 2015r. z bloga www.manufaktura-radosci.pl i jest zatytułowany "Dziś są moje urodziny. Dlaczego lubię być 30+?"


"Dziś są moje urodziny. Żadna to tajemnica, że nie 18. Mam wielką nadzieję, że to widać, słychać i czuć. Od kilku godzin mam 34 lata i nie czuję różnicy w porównaniu z wczoraj. Może mnie “ruszy” 40 -tka, chociaż szczerze wątpię. Lubię moje dojrzewanie, lubię każdy maj, który przynosi mi kolejną zmianę i dodaje lat. Dlaczego miałabym nie lubić?
Czas nas uczy pogody
 
I ze mną jest dokładnie tak. Oprócz dodatkowych lat, oprócz paru kilogramów i kurzych łapek dostałam morze spokoju. Takiego mimo wszystko. Nigdy nie zamieniłabym go na tą roztrzęsioną szumną młodość. Na morze wątpliwości, na strach, na złudzenia, na niepewność. Dziś, podobnie jak wtedy gdy byłam młoda i głupia, dalej nie wiem wszystkiego. Ale wiem, że sobie poradzę. Nie muszę się z losem sprawdzać ani próbować. Wiem doskonale czego nie chcę. Wiem, czego mi potrzeba. Nie szukam tam, gdzie wiem, że nie dostanę. Nie dobijam się do drzwi, których nie ma sensu otwierać. Coś tam o sobie wiem. Czegoś jeszcze się dowiem. Czuję, że jestem w drodze. I że idę w dobrym kierunku. Czasem trafi się jakiś drogowskaz, czasem bezdroża, ale bardzo się nie pogubiłam, idę w końcu w dobrym towarzystwie, chociaż oznacza to także, że wiele osób i okoliczności musiałam zostawić za sobą.
Czego sobie życzę na urodziny?

Żeby marzenia i cele, które dziś wiszą na mojej lodówce stały się rzeczywistością. Z rozkoszą przyjmę trochę szczęścia, takiego pod rękę z fartem, bo czemu nie? Z radością spotkam wielu dobrych ludzi na swojej drodze i jak najmniej takich, którzy mają problem na każde rozwiązanie. Nie chce mi się z nimi wadzić, nie chce mi się nikomu niczego na siłę udowadniać."

Dziękuję autorce bloga Manufaktura Radości za ten piękny i mądry wpis. 




sobota, 17 października 2020

Historia pewnego zadania domowego...

Parę dni temu,  Lara wróciwszy ze szkoły oznajmiła, że jej zadaniem domowym jest wypracowanie na temat pustyni.


Poczytajcie, jak potoczyły się losy owego zadania domowego i dokąd nas ono zaprowadziło.


Katia, kolezanka z klasy, napisala wypracowanie o wielbladzie o imieniu Amir.
Katia, kolezanka z klasy, napisala wyracowanie o wielbladzie o imieniu Amir. Amir w jezyku arabskim znaczy ksiaze.




Stwierdzenie, że na pustyni jest dużo piasku, chyba nie wystarczy, a nasza biblioteka publiczna wciąż pozostaje zamknięta. W domowych zbiorach informacje na tematy pustynne też  okazały się raczej skąpe.

Przeszukałyśmy Internet. Lara czyta, co w powyższym temacie ma do zaoferowania Wikipedia:

"Ar-Rab al-Chali[1], (arab. الربع الخالي, Ar-Rab‛ al-Khālī) – pustynia piaszczysta w południowej części Półwyspu Arabskiego na terytorium południowo-wschodniej Arabii Saudyjskiej oraz częściowo na terytorium Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Jemenu i Omanu."


I tak dalej, i tak dalej.

Z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem czuję, jak jej głos staje się coraz bardziej monotonny i znudzony i w tym momencie wiem, że niewiele z tych informacji pozostanie w jej głowie. 

Jednak mama, to taki drugi Pomysłowy Dobromir. Nad głową zapaliła mi się lampka i już wiedziałam, jak ugryziemy ten temat, by już na zawsze pozostał w pamięci Lary. Bo przecież najlepsza nauka jest poprzez zabawę! Gdy dziecko samo coś odkryje, zobaczy, dotknie i poczuje, a pustyni akurat w naszej okolicy jest pod dostatkiem. 



Misie w teczke i w droge!


W ten właśnie sposób, w weekend, zabraliśmy misia w teczkę i pojechaliśmy na wycieczkę. Za cel wybraliśmy Al Ain. Aby się tam dostać, zazwyczaj jeździmy główną autostradą Al Ain Road. Wiedzie ona przez mniejsze miejscowości, zawsze jest gdzie stanąć, by kupić coś do jedzenia lub zatankować, a dozwolona prędkość maksymalna to aż 160km/h. Jest to ruchliwa droga.
Ale my zdecydowaliśmy się na wojaże mniej uczęszczaną Al Taf Road, potocznie zwaną Al Ain Truck Road. Jadąc tą autostradą, można naprawdę pomyśleć, że dojechało się na koniec świata. Jest dreszczyk emocji. Na lewo - pustynia, na prawo - pustynia, a na horyzoncie...pustynia. 🤷‍♀️ 


Pusty kwartal, pustynia Rub al Khali.


Z rzadka inny samochód pojawi się na drodze i zazwyczaj jest to jakaś ciężarówka. Dostrzegłam tylko jedną stację benzynową, nieczynną. Na szczęście, my zadbaliśmy o pełen bak przed wyjazdem, bo kto wyrusza w podróż drogą Al Taf musi się odpowiednio przygotować:

- konieczny jest zapas benzyny

- zapas wody

- i sprawny, godny zaufania samochód.




Przed taka wyprawa koniecznie trzeba zadbac o wikt.



W nocy tym bardziej może być to opustoszała autostrada i w razie potrzeby, może zabraknąć drugiego człowieka do pomocy, więc zasada jest taka, że nie jeździ się nią samemu. Najlepiej wybrać się ekipą co najmniej dwoma samochodami.












Przemierzając Al Taf Road, można poczuć dawnego ducha Emiratów. Nie ma tam eleganckich centrów handlowych i drapaczy chmur, za to co kawałek można dojrzeć rozbite na pustyni namioty beduińskie i pasące się stada wielbłądów (za daleko od drogi, bym mogła uchwycić je wyraźnie na zdjęciu, niestety). Zapach w pobliżu farm wielbłądów jest też odpowiedni do widoków - chyba każdy wie, jak waniają zwierzęce odchody? 😂🙈💩






Na Zachodzie bez zmian...









Kotwice w piasku. Systemy korzeniowe roślin pustynnych wiążą piasek w bardziej stabilne środowisko. Te sieci korzeni nazywane są nebkha. Zwierzęta kopią swoje nory w nebkha, aby nie zostały zdmuchnięte z wiatrem i przesuwającym się piaskiem.



Krajobraz sie zmienial. To caly czas pustynia, jednak w miare zblizania sie do Al ain, widac jak zmienia sie kolorystyka, rodzaj podloza oraz roslinnosc.












Krajobraz w czasie jazdy był zmienny. Na początku drogi, która zaczyna się w Al Sharia, pustynia była szara i skamieniała, lecz im bliżej Al Ain, tym bardziej czerwony wydawał się kolor piasku na wydmach. To właśnie wydmy są najpiękniejsze, szczególnie jeśli piasek na nich zostanie pofalowany przez wiatr. Widok wydm ciągnących się aż po horyzont, zmusza do refleksji filozoficznych; automatycznie pojawia się pytanie - ile maleńkich ziarenek piasku składa się na pustynię? A przecież to, co ujrzeliśmy, to tylko jej mały skrawek, bez bogactwa Arabii Saudyjskiej, Jordanii czy Omanu. Oto, jak marny jest człowiek wobec potęgi natury. 





Wjeżdżających do Al Ain wita zieleń palm i trawników oraz widok na góry, z ich najwyższym szczytem Jebel Hafeet. Pustynia, plus zieleń, plus góry sprawiają, że jest to malowniczo położone miasto. 
Kolejnym etapem naszej wycieczki było ZOO. Oglądanie zwierzaków jednak zaabsorbowało nas mniej tym razem, gdyż naszym głównym celem było Sheikh Zayed Desert Learning Centre. 


O, teraz juz wiem, czemu flamingi sa rozowe. To przez rodzaj jedzenia, jakie spozywaja, a zywia sie w duzej mierze rowniez krewetkami. Uuuu, co za frykasy!



Po ZOO obwiozla nas kolejka.



W edytorze dorobilam Laruni kompanow podrozy kolejka. Wyszla calkiem wesola ekipa.



To właśnie tam możemy się dowiedzieć wszystkiego na temat emirackiej fauny i flory, a także tego, jak żyli Emiratczycy kilka pokoleń wstecz. 


Ahlan wa sahlan, witamy.



Muzeum dzieli się na następujące działy:

- Abu Dhabi's Desert Over Time, gdzie wystawa sięga czasów prehistorycznych i dotyczy głównie zagadnień archeologicznych. Muzeum jest interaktywne i w tej jego części możemy pobawić się w archeologów na komputerowych "wykopaliskach".  To bardzo zainteresowało moją dziewięciolatkę.









- Sheikh Zayed Tribute Hall, gdzie dzięki wystawie zatytułowanej "Following Zayed's Steps" możemy się wiele dowiedzieć na temat życia założyciela Emiratów, począwszy od jego dzieciństwa.


Emiratczycy kochają Zayeda i nazywają go Ojcem Narodu. Poznając jego biografię możemy sami ocenić, jakim był człowiekiem. Ja ujrzałam przywódcę dobrodusznego i ambitnego, wizjonera przyszłości. 



Ciekawe, czy wiecie czyj to portret.


Cytat, który najbardziej mi się spodobał spośród wypowiedzi Szejka Zayeda to:

On land and in the sea, our fore-fathers lived and survived in this environment. They were able to do so because they recognised the need to conserve it, to take from it only what they needed to live, and to preserve it for succeeding generations.


Co, w moim wolnym tłumaczeniu, oznacza:

Na lądzie i morzu, nasi przodkowie żyli i przetrwali w tym środowisku. Udało się to dzięki temu, że dostrzegli oni potrzebę oszczędzania go, wzięcia z niego tylko tyle, co niezbędne do przeżycia i zachowania go dla kolejnych pokoleń.


Z powyższych słów płynie ogromna mądrość. Nie bez przyczyny Szejka Zayeda uznano i nazwano The Wise Man of Arabs, czyli arabskim mędrcem.

- Abu Dhabi's Living World. Dowiedziałam się, że w 1983 roku w ZEA zakazano polowań przy użyciu broni palnej. Uznaje się, że Emiraty są jedynym krajem, który zdołał uchronić oryksa arabskiego przed wyginięciem. Udało się to dzięki zgromadzeniu przedstawicieli tego gatunku z różnych krajów i umieszczeniu ich pod ochroną w prywatnym rezerwacie w Emiratach.
W alaińskim ZOO mieliśmy okazję przyjrzeć się żyjącym tam oryksom. 















Skoczek pustynny.



W miarę upływu najgorętszych miesięcy skoczki pustynne stają się aktywne w nocy, gdy powietrze jest chłodniejsze. Wyposażone w mocne tylne nogi i długi ogon, potrafią skakać na duże odległości w poszukiwaniu smacznych nasion i pędów.



Zaciekawiony lis i przestraszona Lara.



Chyba tylko udawala, ze sie boi...



Tego smoka po prawej to nie chcialabym spotkac...!



- Looking To The Future. Czyli wystawa traktująca o tym, jak to Emiraty krajem przyszłości się stały - nowoczesność, zaawansowana technologia i wizje futurystyczne, które okazały się nie tylko mrzonkami.

- People of the Desert. Tutaj dowiemy się jak mieszkali, czym się zajmowali oraz z czego żyli Emiratczycy dawniej. 













Każdy z nas miał okazję dowiedzieć się czegoś interesującego. Mnie zaciekawiły rodzaje śladów pozostawionych przez różne gatunki zwierząt na pustyni. Obejrzałam je wszystkie bardzo dokładnie przez udostępnioną dla zwiedzających specjalną lupę i teraz już wiem, jakie ślady powinny wzbudzić mój niepokój, jeśli je gdzieś przypadkiem ujrzę i zaalarmować, że w pobliżu może się znajdować jakiś znienawidzony przeze mnie GAD! 🦎🐍 Brrrr!🤢

El mohem, najważniejsze, że miło spędziliśmy czas, a przy okazji jest z tego jakiś pożytek, w postaci nowo zdobytej wiedzy. Lara z zapałem wykonała swoją pracę domową i nie, nie! Już nie twierdzi, że temat pustyni jest nudny.
1:0 dla mnie! 🙋‍♀️

Po wycieczce mąż zapytał, czy udało mi się zrobić takie zdjęcia, o jakie mi chodziło. Wiedział, że zależało mi na ciekawych ujęciach. 
Moje oczekiwania: zapuszczam się w głąb pustyni, daję sobie czas, by znaleźć idealne miejsce na sesję fotograficzną, robię zdjęcia nieśpiesznie, uchwycam odpowiednie światło i momenty. Na ujęciach marzy mi się rozwiana przez pustynny wiatr chusta, ślady stóp na wydmach i koniecznie zachód słońca. 
Rzeczywistość? Fotki robione w biegu, na szybko łapane chwile. Bo przecież nie chcę, by rodzina na wycieczce poświęciła cały swój czas na czekanie, aż ziszczę swoje artystyczne wizje. I tak cierpliwie znoszą moje latanie z aparatem otwartym w telefonie i dziwne prośby, typu: "Zatrzymaj się tu i teraz!", bo akurat mi mignął wielbłąd przez okno... Po paru minutach znowu: "Możemy na chwilę stanąć?". Do tego oczywiście oczy kota ze "Szreka".
Mówię więc mężowi, że następnym razem muszę się sama wybrać na pustynię i przedstawiam mu sytuację.
Ale on nie słyszy już nic ponad to, że BĘDĘ SAMA NA PUSTYNI. On w wyobrazni juz mnie tam widzi.
I kwituje: "Wyciągnę ci akumulator z samochodu."

Ach. Zniewolona ja.
(Ach, jak mi dobrze z tym.) 





poniedziałek, 5 października 2020

Głos ulicy


Czy zauważyliście, że każde miasto ma inne, specyficzne brzmienie? Zamykam oczy. Słyszę szczekanie psów z okolicznych domów jednorodzinnych. Autobus komunikacji miejskiej przejeżdża, rozbryzgując kałuże. Poza tym "słychać" tylko ciszę. Wyobraźnią jestem w moim rodzinnym mieście. 

Ponownie zamykam oczy. Jest głośno. Samochody trąbią raz po raz, uliczny sprzedawca nawołuje, by kupić od niego świeże arbuzy. Nagle, ze wszystkich okolicznych meczetów na raz, rozbrzmiewa azan. W tym samym czasie słychać bicie dzwonów kościelnych. To Kair. 

Stamtąd wyobraźnia przenosi mnie do Aleksandrii. Słyszę szum morza. Słyszę śpiew Umm Kalthum. Dochodzi do mnie zapach dopiero co zaparzonej kawy z kardamonem i sziszy, a wraz z nim ożywione pokrzyki - w ulicznej kawiarni, grupa młodych mężczyzn zebrała się, by obejrzeć mecz piłki nożnej. 

Berlin. Gdybym właśnie tam teraz była, słyszałabym rozmowy i śmiechy, dochodzące z kawiarnianych ogródków. Mieszankę języków. Dzwonki od rowerów. Odgłos metra. Czasem ostre syreny radiowozu, oznaczonego napisem "Polizei". 

Z kolei, będąc w centrum Abu Zabi, stanęłam blisko skrzyżowania dwóch ulic, by posłuchać głosu tegoż miasta. Akurat rozbrzmiało wołanie na modlitwę. Wyciągnęłam telefon i nagrałam, byście też mieli możliwość posłuchać. 

Afwan. 😎 Proszę. 



piątek, 4 września 2020

Wieża Babel

Gdy, lata temu, jeszcze na początku naszego małżeństwa, przyjechała do nas w odwiedziny Egipska Babcia, miałam od razu zafundowany przyspieszony kurs języka arabskiego.


Przymusowy, bo Babcia nie pytała - rozumiesz czy nie rozumiesz? 🥴


Babcia po prostu gadała.


Chęci porozumienia miała ogromne i starała się, jak mogła. Gdy na tysiąc arabskich słów trafiło się jedno, które znała po angielsku, nie omieszkała go użyć, by ułatwić nam komunikację.
Wystawiała wtedy dwa palce✌ i mówiła: "two ghazar". Czyli dwie marchewki 🥕🥕 (angielskie "two" i arabskie "ghazar").
Brzmiało to [togazar], a Babcia miała na myśli po prostu "razem", czyli angielskie "together".
Babcia z wyrazów obcych znała jeszcze francuskie "merci".
Dziś, gdy już sama potrafię się posługiwać językiem arabskim, w dużej mierze dzięki teściowej ❤, ona w rozmowie ze mną nadal stosuje znane sobie makaronizmy, wierząc w ich skuteczność. ☺❤
No i tak fajnie do dzisiaj się togazar dogadujemy. 🥰





Z kolei Moja Mama, która od dłuższego czasu jest u nas, mówi dziś do Mojego Męża tak:
- Zobacz, kaputt!
Mój Mąż z języka niemieckiego zna jedynie slogan reklamowy "Volkswagen. Das Auto.", zapytałam więc Moją Mamę, dlaczego w naszym domu rozmawia po niemiecku. Mamy odpowiedź była rozbrajająco szczera:
- Bo nie znam innego języka. 😁

Czy dzięki obecności Mojej Mamy, mąż polepszy swoją znajomość języka polskiego? Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez nią "ich", "was", "wo", czy "danke" widzę, jak maleją na to szanse.



No dobrze, khalas und Gute Nacht, for all of you togazar. 🥕🥕


Bo marchewki są zdrowe. ✌🥕🥕😁

poniedziałek, 29 czerwca 2020

Don't dudat! Wybory prezydenckie w Abu Zabi

Od kilku tygodni w Abu Zabi, ze względu na pandemię koronawirusa, trwa blokada Emiratu. 
Co to oznacza w praktyce? Oto przykład z życia wzięty. Mieszkamy w Abu Zabi, jednak mój mąż codziennie dojeżdża do pracy do Dubaju. 
Pewnego ranka, jak zwykle, udał się w tym kierunku, lecz mniej więcej w połowie drogi, tam gdzie zwykle ich nie było, pojawiły się budki strażnicze oraz funkcjonariusze Policji. Do Dubaju wpuszczali oni tylko osoby posiadające specjalne, wydane przez służby,  pozwolenie  na wjazd. 
Mąż do tej pory takie przepustki otrzymywał, jako pracownik firmy związanej z branżą medyczną, udało mu się więc wjechać, by spędzić kolejny dzień w pracy. 
Po całym dniu w biegu, wypełnionym spotkaniami, mailami, telefonami, mąż wsiadł do samochodu, poluzował krawat i ruszył do domu. Wtedy jeszcze nie wiedział, że nie będzie mu dane do niego wrócić przez kolejne DWA TYGODNIE...! Dojechawszy bowiem do tego samego miejsca, w którym rano został wpuszczony do Dubaju, zdziwił się bardzo, bo na powrót już mu nie zezwolono. Policjantów nie przekonywały żadne argumenty, ani że wraca do swojego miejsca zamieszkania, ani że zostawił rodzinę, że nie ma gdzie spać, nic. 
Firma wsparła męża, wynajmując mu pokój w hotelu blisko pracy, jednak bardzo źle wspomina on ten przymusowy pobyt w Dubaju, gdzie wylądował nawet bez jednej koszuli na zmianę (dodatkowe zakupy w całej tej sytuacji jakoś go nie radowały, tym bardziej, że finansowo wirus dał się nam mocno we znaki). Trzeba jednak przyznać, że mąż i tak był w nienajgorszej sytuacji, mając zapewnione wygodne zakwaterowanie. Takich osób bowiem, które utknęły po obu stronach granicy, było (i jest) mnóstwo. Po prostu, ludzie rano, jak zwykle, pojechali do pracy lub za swoimi codziennymi sprawami i już nie wrócili, niektórzy do tej pory... 
Znam przypadek Polki zamieszkałej w Abu Zabi, również pracującej w Dubaju. Została ona zwolniona z pracy i do tej pory nie może nawet wrócić do domu,  by się spakować. 
Blokada początkowo miała trwać tydzień, jednak po jego upływie została przedłużona o następny, potem znowu o następny i tak trwa do dzisiaj i w dalszym ciągu nie wiadomo, kiedy zostanie zniesiona. 


Sytuacja ta miała duże znaczenie jeżeli chodzi o ostatnie wybory prezydenckie. Część Polonii zamieszkałej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie miała możliwości wzięcia udziału w głosowaniu, mimo zadeklarowanych chęci, a to dlatego, że Ambasada RP mieści się w stolicy i "Dubajczycy" nie dostali zgody na wjazd. 





Dla zobrazowania nastrojów,  jakie w tej chwili panują wśród dubajskiej Polonii, przedstawiam Wam kilka wypowiedzi z grupy na Facebooku.


Wywołało to wiele negatywnych emocji, ludzie poczuli, że są pozbawieni swoich praw, wezbrała bezsilność i złość na naszych dyplomatów, którzy według nich, nie zrobili nic lub za mało, by umożliwić wszystkim uprawnionym obywatelom dostęp do wyborów. 





Ambasada jest mocno przez to krytykowana. Czy slusznie? Nie wiem, tłumaczy się jednak, że w tej kwestii, jej przedstawiciele zrobili wszystko, co w ich mocy. Szkoda tylko, że mało skutecznie. 




Pamiątka z głosowania w Abu Zabi, zdjęcie przed Ambasadą RP. 



W wyborach udało się jednak wziąć udział mojej mamie, która przebywa u nas już od lutego. Mama zadbała o to wcześniej  i przed przyjazdem do Emiratów postarała się w Urzędzie Miasta o odpowiedni dokument, uprawniający do głosowania poza granicami Polski.






Polacy żyjący w ZEA bardzo dobrze znają to koszmarne pomieszczenie (ciasne, ze słabą klimatyzacją, bez dostępu do toalety). Oto polska rzeczywistość, Ambasada RP w Abu Zabi, tym razem jako lokal wyborczy. Dobrze chociaż, że panie w okienku bywają miłe. 


Lara miała okazję nauczyć się czegoś nowego na temat Polski, babcia zrobiła jej małe wprowadzenie do zagadnień z zakresu polityki. 



Mama czuła wielką ulgę, że osobiście może się przyczynić do zmiany czegoś na lepsze w naszym kraju, choć niestety kolejnego dnia, wraz z napływającymi wiadomościami o wynikach głosowania, przyszło rozczarowanie...
Cała nadzieja w drugiej turze i takie małe przesłanie - DON'T DUDAT!!!




Cała nadzieja w drugiej turze...