Czy znasz taką sytuację, gdy wracasz od fryzjera, spodziewając się morza komplementów od swojego mężczyzny, a on nie zauważa nawet, że z blondynki stałaś się brunetką?
Oto wyjaśnienie powyższego zjawiska:
- Po pierwsze, oni się nie znają na kolorach! Rozróżniają biały, czarny, czerwony, a reszta to koperkowo-siny-róż. Granat i turkus - po prostu ciemny i jasny niebieski...
Ugier? Amarant? To dla nich brzmi jak nazwa lekarstw...
Trzeba im to wybaczyć.
- Po drugie, jako platynowa blondynka wyglądałaś świetnie, jako brunetka też jest super. I tu jest nasza odpowiedź - dla niego zawsze wyglądasz pięknie!
Ja miałam podobną sytuację ostatnio, gdy nałożyłam sobie farbę, zmyłam, ułożyłam fryzurę i wychodząc z łazienki, natknęłam się na mojego męża. Spojrzał na mnie jakoś inaczej, coś jakby cień myśli ujrzałam na jego twarzy i usłyszałam odnośnie nowego koloru: "Piękny jest ten twój naturalny kolor włosów, nie zmieniaj go nigdy."
Ja na to: "Mój naturalny? Ahaaa, tak, tak, oczywiście, nigdy go nie zmienię."
A w myślach: "Zaraz, co tu się właściwie właśnie wydarzyło?".
Teraz podzielę się z Wami moimi radami, jak zwalić faceta z nóg.
Po pierwsze, zrób sobie makijaż. On będzie myślał, że to Twoje naturalne piękno. Jeśli zaś nie pomalujesz się wcale, może pomyśleć, że jesteś chora...
Tylko nie przesadź z ilością tapety, bo jak zauważy make up, to oczywiście powie słynne: "Wolę cię naturalną, bez makijażu."
Tłumacząc z męskiego na ludzki, "naturalną, bez makijażu" znaczy z makijażem, ale lekkim, by go nie zauważył. Bo znów, jeśli zauważy, to jak już wyżej wspomniałam, powie że woli Cię naturalną, a jak będziesz naturalna, spyta czy coś Ci dolega i tak w kółko. Nie próbuj tego zrozumieć. Oni po prostu tak mają. Kropka.
Po drugie, udaj się do kuchni.
Wiedziały to nasze babcie, wiem to też ja: droga do męskiego serca wiedzie przez żołądek. A już na pewno tak jest, jeśli jest on Egipcjaninem.
Jednym z dań, które Egipcjanie bardzo cenią jest "mahshi koromb", czyli jak byśmy powiedzieli w Polsce - gołąbki z kapusty. W wersji egipskiej są one dość pracochłonne, bo aby nazwijać gar gołąbków wielkości palca, potrzeba trochę czasu i zachodu (o pomoc mozna poprosic swistaka).
Krok po kroku opiszę Wam cały proces, zacznijmy od potrzebnych składników:
- duża główka kapusty
- 2 szklanki ryżu
- 400g mięsa mielonego (u mnie jest to zawsze wołowina)
- po pęczku natki pietruszki, kolendry i koperku
- 4 cebule
- 4 ząbki czosnku
- 6 małych pomidorów
- 4 kostki rosołowe
- 3 łyżki koncentratu pomidorowego
- sól
- pieprz
Przygotować kapustę. Wyciąć głąba i sparzyć liście w garnku z gotującą się wodą (Egipcjanie dodają do wody nieco kminu rzymskiego, aby zapobiec wzdęciom oraz by złagodzić zapach gotowanej kapusty).
Z każdego liścia wyciąć twarde włókna, zachować miękką część liścia, którą kroimy na małe prostokąty.
Odcięte skrawki kapusty natomiast przydadzą się podczas gotowania.
Wykonanie farszu:
Ryż umyć, dodać posiekaną zieleninę. Podsmażyć lekko mięso.
Zmiksowane pomidory, cebulę, czosnek i koncentrat pomidorowy podsmażyć.
Gotowy sos oraz mięso dodać do ryżu, doprawić solą i pieprzem , dobrze wymieszać.
Zawijać wcześniej przygotowane "prostokąty" z kapusty: na brzegu nałożyć farsz i zwinąć w rulonik.
Na dnie garnka ułożyć niepotrzebne skrawki kapusty, zapobiegniemy w ten sposób przypaleniu się mahshi. Na to układać zwinięte ruloniki.
W dwóch szklankach wody rozpuścić pozostałe kostki rosołowe, polać gołąbki. Garnek szczelnie przykryć (użyłam folii aluminiowej i pokrywki). Gotować na małym ogniu, aż ryż zmięknie.
Gdy mahshi już będzie gotowe i nadejdzie czas degustacji oraz pochwalenia się talentem kulinarnym, gwarantuję, że Twój Egipcjanin powie:
- Kobieto, jak ty mnie zaimponowałaś w tej chwili!
A teściowa na to:
- Niemożliwe!
Natomiast świstak wciąż siedzi, bo sreberka były kradzione...